środa, 5 czerwca 2013

What would you do?

Czas wyjść ze swojej skorupy. Moja wszechobecność i wieczne zadowolenie zaczynają mnie nużyć. Głupie wymówki, ciągłe odrzucanie tego co dobre to nie rozwiązanie jakichkolwiek problemów. Nie pozwalam nikomu zbliżyć się do mnie - emocjonalnie oczywiście. Jestem zdolna wykorzystać kogoś fizycznie, nie dbając o uczucia. Pytanie 'dlaczego' zadawało mi wiele osób, w końcu jednak doszli do pewnych ciekawych wniosków. Posiadanie przysłowia "mam to w dupie" stało się wyznacznikiem wszystkiego. Im więcej rzeczy masz gdzieś - tym mniejsze prawdopodobieństwo że kiedykolwiek zostaniesz zraniony. Nikt nigdy nie wspomniał, że tym samym ranisz siebie. Uczucia są ważne, zapominam się na nie otworzyć a czasem nie potrafię. Mimo postawy osoby niezależnej, pyskatej i czasem bezwstydnej w głębi jestem wrażliwą na najmniejsze drobnostki kobietą. W pewnych sytuacjach posunęłabym się nawet do określenia siebie samej jako niepoprawnej romantyczki poszukującej kogoś kto nie znudzi jej swoim podejściem do życia. Nie wymagam rzeczy niemożliwych, bo sama nie jestem w stanie zaoferować tego samego. Związek powinien mieć solidne fundamenty, ale żeby móc zbudować na nich coś dobrego trzeba się postarać. To nie lada wyzwanie, zahamować swoje nastoletnie żądze i pójść po rozum do głowy starając się uszczęśliwić kogoś tak bardzo, jak bardzo pragnęlibyśmy otrzymać to samo w zamian. W tym momencie pewnie zostałabym oceniona jako hipokrytka, poprzez pryzmat mojego lekkomyślnego stylu życia i wyznawania zasady, że nie mamy tak naprawdę nic do stracenia. Ale czas powstrzymać się z przedwczesną oceną sytuacji, nie znając prawidłowego podejścia do sprawy. Jeżeli mi na kimś zależy, potrafię pójść na kompromis, poukładać swoje przyzwyczajenia w taki sposób, aby nie ranić drugiej osoby. Myślę, że to ważne. Patrząc wokół siebie, widzę naprawdę przerażająco małą obecność miłości wśród ludzi których znam. Przyzwyczajenie, kierowanie się rozsądkiem, odrzucanie tego co dobre na korzyść własnego zadowolenia - to widzę.
To cholernie przykre, że tego nauczyli nas nasi rodzice, a my sami to kontynuujemy.




7 komentarzy:

  1. mądra jesteś Funkyy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. " Patrząc wokół siebie, widzę naprawdę przerażająco małą obecność miłości wśród ludzi których znam ". Po tym zdaniu wnioskuje ( na pewno sie myle, ale takie jest moje zdanie ) ze masz niepoukladany stan emocjonalny i dlatego jest tak a nie inaczej, gdybys przebywala w towarzystwie takim, ktory by mial zakorzenione pewien fundament emocji, sama bys na tym skorzystala i potrafila spojrzec na zycie partnerskie, czy Ciebie otaczajace w zupelnie inny sposob. Okazywanie uczuc czy docenianie roznych rzeczy bylo by "zupelnie inne". Nie mniej jednak notka swietna./ Sz :* :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to przykre, że nie dostrzegasz wokół siebie wystarczającej ilości miłości... nie uważasz, że to jest tylko i wyłącznie Twoja wina ? Wśród ludzi jest pełno miłośći ! tylko trzeba chcieć ja zauważyć a w szczegółnośći docenić ! Piona :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Karolino mysle ze najwyzszy czas zmienic ekipe, skonczyc z paroma nałogami,tyci bardziej znormalniec i naprawic swoj stan psychiczny ;) wierze w CB! pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochopne spostrzeżenia i podziękuje za radę ale nie skorzystam :)

      Usuń
  5. takie podejście "na wyjebce" jest dobre do pewnego momentu, kiedy to zdasz sobie sprawę, że już czas dorosnąć, ustatkować się emocjonalnie i po prostu- ograniczyć się do jednej, tej wyjątkowej dla Ciebie osoby.
    Jednak rzeczywiście, otoczenie ma duży wpływ na podejście do tych spraw..
    'zahamować swoje nastoletnie żądze i pójść po rozum do głowy starając się uszczęśliwić kogoś tak bardzo, jak bardzo pragnęlibyśmy otrzymać to samo w zamian' - dobrze ujęte, kmiń dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń