środa, 26 czerwca 2013

18

Czasem orientujemy się po długim okresie czasu, że bliska nam osoba oddaliła się od nas na tyle daleko, że nie jesteśmy w stanie uchwycić jej krótkim spojrzeniem, nie mówiąc o poczuciu ciepła które było nam tak dobrze znane. W pewnym momencie kładziesz się na łóżku ze łzami w oczach i przeczuciem że coś cennego zostało utracone. Brzmię jak zakompleksiona nastolatka po załamaniu z powodu źle ulokowanego zauroczenia, ale od razu pragnę podkreślić, że nie to staram się z siebie wyrzucić. Tak wiele czynników ma wpływ na to jaką drogę wybierzemy i czy postanowimy odciąć się od przeszłości i potraktować wyzwanie z odwagą wybierając podróż jako tzw. jednostka. Każdy z nas ma w sobie chociaż zalążek indywidualizmu i poczucia możliwości prowadzenia się jako człowieka odosobnionego, przepełnionego albo nieokreśloną wyjątkowością albo nieludzką głupotą.
Dorastając w gronie ludzi którzy powinni nauczyć Cię najprostszych elementów układanki jaką jest życie, nie dają Ci najważniejszego poczucia samej przynależności. Jednak wspominając o przynależności, trzeba zastanowić się nad niezdrowym poświęceniem aby zostać zrozumianym i zaakceptowanym pomijając już zatracanie w tym wszystkim własnego "ja".



Rozkmina studnia. Na pewno zostanie kontynuowana na prośbę pewnych szczególnych osób :) Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować wielu przemiłym ludziom, którzy swoimi słowami wdzięczności obdarowywali mnie przez ostatnie kilka tygodni. Nie sądziłam, że założenie przeze mnie bloga pomoże niektórym osobą przełamać się jeśli chodzi o wiele życiowych drobnostek, a także uporać się z niektórymi sprawami. Jestem osobą otwartą, ale co ważniejsze tkwi gdzieś we mnie rodzaj nieskazitelnej nieśmiałości, także wszystkie pochwały naprawdę ujmują mnie w prze-uroczy sposób. Jesteście wspaniali. Spodziewałam się niezrozumienia, kpiny i typowej dla naszego społeczeństwa obojętności, ale szczerze przepraszam za moje podejście, z radością muszę stwierdzić że się myliłam i zwracam honor.


dawid podsiadło - vitane <3

środa, 5 czerwca 2013

What would you do?

Czas wyjść ze swojej skorupy. Moja wszechobecność i wieczne zadowolenie zaczynają mnie nużyć. Głupie wymówki, ciągłe odrzucanie tego co dobre to nie rozwiązanie jakichkolwiek problemów. Nie pozwalam nikomu zbliżyć się do mnie - emocjonalnie oczywiście. Jestem zdolna wykorzystać kogoś fizycznie, nie dbając o uczucia. Pytanie 'dlaczego' zadawało mi wiele osób, w końcu jednak doszli do pewnych ciekawych wniosków. Posiadanie przysłowia "mam to w dupie" stało się wyznacznikiem wszystkiego. Im więcej rzeczy masz gdzieś - tym mniejsze prawdopodobieństwo że kiedykolwiek zostaniesz zraniony. Nikt nigdy nie wspomniał, że tym samym ranisz siebie. Uczucia są ważne, zapominam się na nie otworzyć a czasem nie potrafię. Mimo postawy osoby niezależnej, pyskatej i czasem bezwstydnej w głębi jestem wrażliwą na najmniejsze drobnostki kobietą. W pewnych sytuacjach posunęłabym się nawet do określenia siebie samej jako niepoprawnej romantyczki poszukującej kogoś kto nie znudzi jej swoim podejściem do życia. Nie wymagam rzeczy niemożliwych, bo sama nie jestem w stanie zaoferować tego samego. Związek powinien mieć solidne fundamenty, ale żeby móc zbudować na nich coś dobrego trzeba się postarać. To nie lada wyzwanie, zahamować swoje nastoletnie żądze i pójść po rozum do głowy starając się uszczęśliwić kogoś tak bardzo, jak bardzo pragnęlibyśmy otrzymać to samo w zamian. W tym momencie pewnie zostałabym oceniona jako hipokrytka, poprzez pryzmat mojego lekkomyślnego stylu życia i wyznawania zasady, że nie mamy tak naprawdę nic do stracenia. Ale czas powstrzymać się z przedwczesną oceną sytuacji, nie znając prawidłowego podejścia do sprawy. Jeżeli mi na kimś zależy, potrafię pójść na kompromis, poukładać swoje przyzwyczajenia w taki sposób, aby nie ranić drugiej osoby. Myślę, że to ważne. Patrząc wokół siebie, widzę naprawdę przerażająco małą obecność miłości wśród ludzi których znam. Przyzwyczajenie, kierowanie się rozsądkiem, odrzucanie tego co dobre na korzyść własnego zadowolenia - to widzę.
To cholernie przykre, że tego nauczyli nas nasi rodzice, a my sami to kontynuujemy.




niedziela, 26 maja 2013

Oh, me

Często wydaje mi się, że opinia innych mnie nie interesuje, bądź też kompletnie nie dotyka. Zdaję sobie sprawę - ludzie gadają i zawsze będą to robić. Nielimitowana wolność słowa doprowadza mnie czasem do szału, z drugiej strony jestem jej cholerną zwolenniczką. Praca i wytrwałość w dążeniu do osiągnięcia charakteru, który potrafiłby najbardziej definiować to co mam w sercu jest priorytetem. Chciałabym wykreować życie w którym byłoby miejsce na rozsądność i pogłębianie najskrytszych pragnień, a także niezależność i poczucie że jestem w stanie dokonać rzeczy niemożliwych. Zazwyczaj mierzę wysoko i analizuję najprostsze sprawy dotyczące mojej osoby, tylko po to aby móc zrozumieć co przyczyniło się do dokonania takich a nie innych wyborów. Przyjaciele twierdzą, że popadam w paranoję. Rodzice, nadal nie zauważają mojej dojrzałości. Znajomi, znają mnie z imprezowego stylu życia, tak na prawdę kompletnie nic o mnie nie wiedząc. Niekończąca się droga przemyśleń, doprowadza mnie do stanu całkowitego zawieszenia. Każdy dzień zaczyna się tak samo, ale przynosi ze sobą setki ciekawych doznań. Pomimo szarości i wszechogarniającej delikatności miewam dni w których świat, moje rodzinne miasto czy ludzie, których znam od dawna, zaskakują mnie na prawdę przecudownymi drobnostkami. Szczęście otacza mnie w szczerze uroczy sposób. Bywało tak, że sama musiałam być dla siebie jedynym wsparciem, bo nie zawszę umiem wyjaśnić co czuję. Nawet dziś, tak wiele pragnę napisać, jednak nie potrafię ubrać tego w odpowiednie słowa. Matematyka to nic, w porównaniu do mojego skomplikowanego charakteru. Dwie strony medalu mojej wrodzonej dociekliwości za bardzo się różnią. Zazdroszczę ludziom płytkim, którzy nie odczuwają potrzeby wytężenia swojego umysłu. To łatwe, żyć w sposób lekkomyślny nie zadając sobie jakichkolwiek pytań.

Uwielbiam jednak ludzi, którzy są zdolni do stworzenia swojego własnego wymiaru rzeczywistości, w którym odgrywa się walka pomiędzy realnością a wyimaginowaniem. Pomiędzy pewnym stanem rzeczy a wyobrażeniem.
Przedziwne wrażenie, że tylko fizycznie dotykamy gruntu jest jednym z najwspanialszych uczuć.. na ziemi.



Open your eyes, and just imagine.

środa, 22 maja 2013

Think twice

Niektórym ludziom z niesamowitą łatwością udaje się wskrzesić w sobie emocje i ukierunkować je do odpowiedniej osoby. Czasem wydaje się to dość płytkie, a osoby te oceniane są bardzo powierzchownie. Pozwolę sobie wypowiedzieć się w imieniu większości, mówiąc, że jesteśmy młodzi i pomimo etapu dojrzałości do którego dobrnęliśmy stosunkowo bardzo mało wiemy o życiu i wartości uczuć należących do kategorii "tych poważniejszych". Bardzo często korzystamy ze zwrotów: "Kocham Cię", "Nienawidzę Cię"- pomijając jakiekolwiek formy ubliżania drugiej osobie. Nie wiem, czy tylko ja i nieliczne grono moich znajomych zauważyło, że społeczeństwo doświadcza cholernej mody na chamstwo. Znam ludzi, którzy nie wstydzą się być sobą i szczerze, bez owijania w tzw. bawełnę reprezentować siebie samego w domu, w szkole, na ulicy. Choć są i tacy, których ogarnęła przeraźliwa nieśmiałość która spowodowana jest i była ogromną presją otoczenia. Osobiście uważam, że nie powinniśmy tkwić w przekonaniu, że dostosowanie się do społeczności jest koniecznością. Ciągle się czegoś boimy. Odczuwamy cholernie duszący nas strach przed powiedzeniem komuś o swoich uczuciach, o zrobieniu czegoś unikatowego, o podjęciu jakiejkolwiek czasem nawet i najmniejszej próby działania aby zaspokoić swoje pragnienia. Sama doświadczam tego prawie każdego dnia, ale staram się z tym walczyć.
Dzisiejszy dzień się już nie powtórzy.

Więc apeluję, człowieku. Wyjdź ze swojej strefy komfortu, spróbuj czegoś nowego, odważ się na rzeczy których nigdy wcześniej nie doświadczyłeś.
Jeśli Ci się podoba? Pocałuj ją. Jeśli ktoś Cię nie szanuje? Zadbaj o szacunek na który zasługujesz.
Jeśli Ci się nie udaje? Walcz, bo życie nie polega na bezczynności.

Jeśli chcesz kierować, to chwyć za kierownicę. Sam jesteś kowalem swojego losu. Pisząc to, wydaje się to na prawdę łatwe, ale wiem że nie jest. Jestem tego chodzącym przykładem, ale tak jak już wspomniałam, jestem bestią a to jednak do czegoś zobowiązuje. 


Peace! 

poniedziałek, 20 maja 2013

My head says I lost my way

Nastoletnia swoboda uderzyła mi do głowy wieki temu, a ja wciąż nie mogę się wyzbyć tego poczucia niekończącej się wolności. Ta adrenalina oraz przyspieszone tętno na samą myśl o nadciągających wydarzeniach. Całkowity brak poczucia czasu sprzyjał w odczuwaniu rozkoszy, a grzechy pomagały zasnąć.
Namiętne pocałunki na wilgotnej ścieżce, w środku lasu.
Abstrakcyjne wymysły, wciąż otwierające serce na nowe wyzwania.
Poczucie pewności, że niepewność jest czymś odpowiednim.
                         Świadomość nieświadomości.

Nadszedł dzień w którym moje powieki nie zamknęły się z tą samą codzienną delikatnością.. Coś się zmienia. To już nie te same oczy, które patrzyły na Ciebie z przekonaniem, że miłość to uczucie które ulotni się z naszych serc jako ostatnie. To nie te same dłonie, które swoim dotykiem uspokajały Twoje szalone myśli.
To nie ta sama ja.

środa, 15 maja 2013

bada$$

Jestem bestią. Jestem lwem, który pilnuje i dba o swoje potomstwo; walecznym i bystrym orłem, zdolnym do ataku; jestem niczym zwinny lis skuteczny w swoich działaniach. Walkę ze mną można porównać do szachownicy, to jak ustawienie najsłabszego pionka kilka pól dalej od królowej. Zniszczenie jej jest niewykonalne. Braknie Ci opcji, ona jest górą, zawsze przewidzi Twoje posunięcie; nie masz z nią jakichkolwiek szans. Więc stoję tam, mając na sobie jedynie swój szyderczy uśmiech. Znasz go. Doskonale rozpoznajesz te uniesione do góry kąciki ust, tak bardzo pasujące do oczu, tak. Błysk w oku który potrafi rozpalić tysiące kilometrów ciągnącego się lasu. Mam ochotę Cię zniszczyć, delikatnie podchodzę, dotykam, przesuwam palcami po Twoich policzkach, czując drganie rąk, które były mi przecież tak dobrze znane. Nagle cofam się, subtelnie, oddalając się, tym samym rozprowadzając swój urok, niczym perfum, wpływając na otoczenie, zmieniając je. Znikam, a Ty to czujesz. Ból zaczyna uderzać w Ciebie niczym wielka fala wody. Cierpisz, jak matka której odebrano ukochanego syna; jak człowiek który w przekwicie swojego życia dowiaduje się o śmiertelnej chorobie; jak ćpun bez swojego osobistego lekarstwa. Nie muszę robić nic, aby ta sprawa okazała się oczywista. Wszystko wypisane jest na mojej twarzy, w moich oczach, na moich policzkach. Ciebie już nie ma, Ty już nie istniejesz.
Jestem bestią, walczę o sprawiedliwość, nawet gdy nie zostawiłeś po niej żadnego śladu. Nie obronisz się, nie uciekniesz. Jestem kimś, z kim nie pogrywasz niczym niedorozwinięty nastolatek. Jestem kimś, kto gra najmocniej jak się da - kimś kto zawsze wygrywa.
      
Jestem bestią - szach i mat.
 

play <3

piątek, 10 maja 2013

Get free!

Czasem czuje wyrzuty sumienia, kiedy uświadamiam sobie, że nie jestem fair w stosunku do spraw które powinny stanowić dla mnie wartość wyższą. Nigdy nie wstydziłam się tego, że jestem chrześcijanką. Pomimo różnorodnego towarzystwa, braku tolerancji religijnej a także przejawom "wyśmiewania" osób wierzących. Pomimo to, czasem czuje się źle z tym, że swoim podejściem i nie-jednorazowymi lekkomyślnymi uczynkami samoistnie sprzeciwiam się jakimkolwiek wartościom, z którymi ponoć się zgadzam i utożsamiam. Gdybym miała spojrzeć na siebie oczami drugiego człowieka z pewnością nie postrzegałabym siebie jako ułożonego, wierzącego katolika przestrzegającego przypisanym swojej religii zasadom.
Z reguły nie tłumaczę się z tego jaka jestem, bo sądzę, że to ja sama powinnam trafnie reprezentować sobą to, co mam w sercu jak i również w głowie.
Jednak w kwestii tego, czy wierzę, czy nie, sprawa jest dość skomplikowana. Codziennie przepraszam Boga za to, jak wielu rzeczy nie rozumiem, jak ciągle jestem zbyt mało uświadomiona żeby móc ogarnąć to wszystko z czystym sumieniem - a co ważniejsze - z otwartym sercem. Myślę, że między określeniem "wiara" a "zaangażowanie" jest w tym momencie wielka przepaść i to nie lada wyzwanie żeby móc ją przekroczyć bez świadomego upadku.

Incredible.


We have nothing to lose, nothing to gain,
nothing we desired anymore
- except to make our lives into a work of art.


Unikatowe momenty pełne dynamiki - chwile które mają cholernie mocny wpływ na nasze życie, są tak trudne do ubrania w jakiekolwiek - nawet najpiękniejsze i najbardziej wyszukane słowa. Ich subtelność, ogarniająca człowieka lekkość i wyjątkowość stawia tak wysoką poprzeczkę, że najprawdopodobniej nie jestem w stanie określić ich prawdziwej wartości. Poszukujemy wolności, która jest zawarta w nas samych. Głębokie przerażenie, chęć wyrwania się od monotonii, bądź też zwykłej rzeczywistości, jest na tyle silna i nieustająca, że zaprzestajemy zauważać momenty, w których nasze życie jest jak szalona przejażdżka. Powiew wiatru, dni w których czujemy się tak niesamowicie niewinnie, jak dziecko które przychodzi na świat i jest oczekiwane przez masę ludzi obdarowujących je nieuwarunkowanym uczuciem. Chwile, w których radość przekracza dotychczas nam znaną skalę szczęśliwości. Nikt nie jest w stanie uchwycić ich żadnym nawet najbardziej profesjonalnym aparatem; w najlepiej zaplanowanym kadrze filmu;
w żadnej powieści, po prostu nigdzie.


Są to nasze osobiste momenty. Należą tylko i wyłącznie do nas samych. Możemy próbować i dzielić się nimi, ale nikt nigdy nie pojmie tej magii.

Każdy odczuwa ją na swój sposób, skrycie wiedząc, jakie mają prawdziwe znaczenie. Te nieuchwytne chwile, są jednym z głównych powodów, dla których każdy z nas powinien doceniać, szanować a przede wszystkim kochać życie. Nie jesteśmy w stanie ułożyć sobie konkretnego planu, ponieważ wszystko w pewnym momencie przemija, ale z pewnością MOMENTY są głównym wyznacznikiem tego, jakie jest nasze życie i jacy jesteśmy my sami.